Czas?
Czeluść, prowadząca mnie
ku początkowi, jest przywidzeniem,
niewinną mantrą.
To porównanie do świata sprawia,
że chce się płakać – tak po prostu,
zwyczajnie, bez ceregieli.
Scałowuję pył z zaśniedziałych warg.
Polegam na prawdzie – nikt
w nią nie wierzy.
Może błogi spokój, pokonujący krwiobieg,
sprawi, że nauczę się życia na nowo?
Poczuj z całych sił moje łzy.
Zrozumiałam odległość Twoich ścieżek.
Wypłowiała nadzieja, spłonęła
namiętność.
Czy to zmierzch, ten samotny, czai się
pod przypadkową latarnią?
Czy to pierworodna gwiazda lśni
na wypożyczonym niebie?
Dotykam, choć nie wierzę w czułość.
Strumienie łez przeciekają przez palce.
Księżyc stoi w poprzek rzeki.
Czas? O czym mówisz? Czas się nie zaczął.
Cisza zamarła w połowie krzyku.
Dodaj komentarz