Kołyska
Poczęta z naiwności, zrodzona
z pełni księżyca, odnajduję siebie
u wezgłowia Twojej kołyski, z twarzą
ukrytą za kotarą snu.
Powracam z wędrówki,
która odebrała mi resztkę
człowieczeństwa.
Jestem wiecznością, jestem wolnością –
mogę wyrzec się strachu.
Ciągnie się za mną
płaszcz utkany z cienia
i przekwitniętych nadziei –
jawi się pokuta, objawia bezczas,
za jaki się modlę.
Wstrzemięźliwość nauczy,
jak doceniać kolejną wieczność,
równowagę między jednością a winą.
Nie widzę w Tobie przyszłości.
Nie czuję ciała,
dla jakiego mogłabym śnić
w nieznane.
Czy ogień, który zamarza
w okolicy mostka, może przynieść pokutę
i rozgrzeszenie? Całokształt
mojego powietrza jest cichszy
od milczenia.
Od skarg, które rozrzucam
zbyt pochopnie, zbyt niecierpliwie.
Dodaj komentarz