Matczyne mleko
Przypominam światło, które nie może
doczekać się własnego końca.
Jestem bliska nicości, stającej
na baczność, gdy noc jest zbyt ciemna.
Kojarzę się z faktem dokonanym –
zbyt bliskim, aby ciało pokrył kurz.
Udaję się za granicę
światła i bólu – rozległa jest gwiazda,
karmiona matczynym mlekiem.
Cudzołóstwo, ani więcej, ani mniej.
Pokora, z jaką mi nie do twarzy.
Ziarenko, zasiane pod powieką,
nie jest reprymendą, sentymentem
wykreślonym z życiorysu.
Wiem, wyjdę z tego cało – zbliża się
bezkres, za jakim udam się
na krawędź nieba. Wszyscy wciąż
decydują za mnie.
Sen, jego delikatna powłoka
osiada na rzęsach.
Wtulam się w Twoją ciszę, w marazm,
za jaki sprzedałabym samotność.
Dodaj komentarz