Moja dusza
Chadzałam nieznaną drogą,
jedynym drogowskazem było serce.
Szłam do utraty sił,
stracona, bezimienna.
Bezsenność wyznaczała dalszy ciąg,
brak zła – nadzieję.
Kroczyłam więc wytrwale,
nie szukając dróg na skróty, lawirując
między śmiechem a łzami.
Usiłowałam ugłaskać przyszłość,
lecz oczy wciąż spocone.
Namiętność płynęła
w żyłach,
pamięć wyznaczała rytm kroków.
Usiłowałam wskrzesić czas,
lecz rzeczywistość
mogła więcej.
Pragnęłam pokrzepić niebo,
oswoić ziemię – bezsensownie.
Myśli zderzały się ze słowami.
W końcu trafiłam na kamień,
który niegdyś nazywano sumieniem.
Oddaliłam się od swego pokolenia,
podsumowałam czas dorosłości.
Narysowałam dla Ciebie
własne niebo, skąpane w bluesie,
naznaczone prawdą, poczęte
w wolności.
Pora zapomnieć o snach,
pora odnaleźć wejście do duszy.
Pożyczyłam sobie czerstwy księżyc,
aby jutro stało się dniem.
Dziś nazywam Cię zwycięstwem,
choć odeszło ciało, a dusza
pławi się w muzyce.
Dodaj komentarz