Nauczymy się milczeć
Czuję sentymentalne, błogie znamię samotności.
Doświadczam wymarzonej apatii, spokoju,
żeby ujarzmić czas.
Czy wiesz, że niedaleko stąd
do najbliższej przyszłości?
Jeszcze bliżej niż do zaprzepaszczonych lat,
kiedy sny chadzały spać parami,
a księżyc odwracał posłusznie twarz.
Rozgościła się melancholia –
najwyższa pora, aby pokochać na pożegnanie.
Czy można uwolnić pamięć
od przeszłości?
Czy ptak, co wydostaje się z klatki,
zrozumie potęgę swej wolności?
Obumieram, choć wieczność podaje mi rękę.
Odchodzę, mimo że pusto jest myślom.
Ławice łez wciąż uwierają w skronie –
bezdomny dzisiejszy los,
przyrzeczenie.
Zbyt krzykliwe są Twoje ślady na spopielałej ciszy.
Bruk dopasowuje się do ciała.
Jeszcze parę słów
i nauczymy się milczeć.
Zrozumiemy, skąd się bierze urodzajny sen.
Dodaj komentarz