Nieskazitelnie nagie
Unikam łatwopalnych słów.
Uciekam przed wyśmianymi myślami,
które nie wnoszą nadziei.
Jestem bezsennym porankiem,
przynoszącym ciszę i czas.
Roi się we mnie
od natrętnych pragnień, od złudzeń,
na jakich wolę nie polegać.
Krzyk, boleśnie nieparzysty,
dogorywa w ramionach
przyszłości.
Nie jestem fatamorganą –
nie tam pozostawiłam
ostatnie pragnienie.
Może to tylko sen, może idylla,
w imię których pragnę odejść
na drugą stronę ciała?
Jestem wybaczeniem,
skrzywdzoną jednostką,
jakiej nietrudno obiecać pamięć,
przedostać się poza ramy
człowieczeństwa.
Upokorzona przez własnego anioła,
zdradzona przez najlepszego wroga –
zmierzam się z wolnością.
Przyglądam się dłoniom, nieskazitelnie
nagim, podatnym na zranienia.
Dodaj komentarz