Publiczny uśmiech
Rozkładam stare karty,
ciało wpasowuje się między
zbyt pochopne zdania.
Otwieram okno, niech myśli zaczerpną
nieświeżego powietrza.
Nie umiem śnić w biegu; słowiki
nucą bezsenną kołysankę.
Jałowe są gleby, tam posiałam ziarna nadziei.
Jeszcze gorsze wspomnienia,
jakim zdołam wybaczyć.
Moja naga jutrzenko, przyjmij mnie
do swojego serca. Odnajdź strach,
z jakim prowadzę walkę.
Zbyt sędziwe są wieczory,
gdy czas nie odmienia się
przez Twoje imię.
Nie okłamuj ciszy, krzyk jest obcy
w tych stronach. Skryta pod obrusem,
obowiązkowo odświętnym,
wyczekuję na dzień zmartwychwstania.
Pożegnaj się w mistrzami.
Ubierz najlepszy uśmiech, ten publiczny.
Dodaj komentarz