Zbyt namiętnie
Przemierzam drogi, których nie znają
stopy śmiertelników.
Pokonuję myśli, dla jakich spiszę
ten obrazoburczy testament.
Zbieram gwiazdy do wiklinowego kosza,
choć na chwilę powstrzymuję wieczność.
Czy to, co śmiem nazywać czasem,
przyzwyczaja się z czasem do łez?
Może jestem stworzeniem,
czekającym cierpliwie na swoją kolej?
Ubieram się w Twój splagiatowany sen.
Od nowa zaczyna się zeszłoroczna pamięć –
wzruszenie, za jakim podążę
poza kres słońca.
Być może zamienię się w światło, rodzące
namiętnie kolejne cienie?
Odpowiedzi retorycznych jest tak wiele.
Pokuta, na jaką nie zasłużyłam,
zdobi skronie. Może pielgrzym,
który wrócił z przydługiej samotności,
odszuka tutaj własnego haustu powietrza?
Nie kocham Cię zbyt namiętnie.
Pielęgnuję los, który mi pozostał.
Dodaj komentarz